Historia więzienia w Jaworznie
Więzienie w Jaworznie w latach 1951-1956

Więzienie w Jaworznie wybudowali Niemcy. Była to filia obozu w Oświęcimiu. W czasie wojny więzienie nie zostało zniszczone i tuż po przejściu frontu wznowiło działalność
Komuniści więzienie rozbudowali i zmodernizowali.

Moja wypowiedź będzie dotyczyła lat 1951 – 1956. Okresu, w którym w tym więzieniu byli przetrzymywani więźniowie młodociani, okresu, kiedy ja tam również byłem więziony.

Na temat więzienia w Jaworznie krążą różne, a często nawet skrajnie różne opinie. Zupełnie inaczej o tym więzieniu mówią ci, co je tworzyli ,co tam byli zatrudnieni, a inaczej byli więźniowie. Nawet więźniowie mogą mieć różne zdania o pobycie w tym więzieniu. Jest to zupełnie zrozumiałe gdy się pamięta, ze było to więzienie specyficzne. Warunki bytowe zmieniały się z roku na rok. Stworzono również różne warunki dla więźniów zależnie od miejsca zatrudnienia.

Mnie po rocznym pobycie w Urzędzie Bezpieczeństwa na ul. Cyryla i Metodego, oraz w więzieniu na ul. 11-go Listopada w jednym z pierwszych transportów przewieziono do Jaworzna. Podróż była bardzo długa, męcząca i z przygodami. Ze stacji w Szczakowej gdzie nas wyładowano do Jaworzna ledwo się dowlokłem. Wpuścili nas za pierwszą bramę z tyłu i z przodu budynki po bokach olbrzymie stalowe bramy. Nie obyło się bez krzyków łajania w końcu ustawili nas przepisowo czwórkami.

Tuż przed tak ustawioną kolumną po komendzie baczność przeszło trzech mężczyzn. Zatrzymali się bardzo blisko mnie i jeden z nich przemówił. Miał donośny głos. Mówił coraz głośniej coraz szybciej. Pod koniec zaczął krzyczeć. Cały czas stał na szeroko rozstawionych nogach, a w ręku trzymał kawałek rózgi albo drutu który nerwowo wyginał lub uderzał nim o cholewę. Mówił coś o piekle jakie nam przygotował, o tym że wielu pożałuje, że się urodzili, że Polska Ludowa daje nam szansę i on nas „bandytów” wychowa na porządnych obywateli.

Byli przygotowani na przyjęcie transportu. Podchodzili kolejno funkcjonariusze wyczytywali po 24 więźniów i prowadzili do celi.

Pierwsze wrażenie dobre Cele przestronne nie takie jak klitki w Warszawie czy w więziennym wagonie, Duże okno bez kraty i nie zasłonięte blachą. Pod ścianami dwa rzędy po 6 piętrowych łóżek. Zmęczeni po apelu i wystawieniu na korytarz ułożonych w kostkę więziennych drelichów i drewniaków poszliśmy spać.

Już w pierwszą noc rzeczywistość okazała się gorsza. W siennikach nie wiadomo czego było więcej startej na proch słomy czy pcheł. Po ścianach pluskwy szły rzędami. Rano odkryliśmy, ze okno to jedna wielka krata zbudowana z prętów zbrojeniowych oblanych betonem w której zamontowano pojedyncze małe szybki, a na okna nie założono blach ponieważ wychodzą one na drugi blok więzienny. Pogryzieni niemiłosiernie niektórzy opuchnięci od ugryzień nie umyci, ponieważ w kranach nie było wody, po wypiciu przydzielonego kupka czarnej, nie słodzonej kawy zbożowej i zjedzeniu kawałka czarnego gliniastego chleba poprowadzono nas do pracy.
Trafiłem do grupy, której zadaniem było noszenie cegły. Drugiego lub trzeciego dnia przysiadłem za stosem cegieł, aby trochę odpocząć, nagle usłyszałem za sobą ryk, Stał za mną ten sam funkcjonariusz, który nas witał. Wyraz twarzy i oczy mogły przyprawić o zawal. Przerażony nie słyszałem, co mówił. Podszedł inny funkcjonariusz i zaprowadził mnie do karceru. Zamykając drzwi powiedział: musisz się pilnować, bo jak cię zapamięta naczelnik Morel to cię wykończy. Tak dowiedziałem się, że ten w wysokich butach z czarną obfitą wyłażącą z pod czapki czupryną o donośnym głosie to jest Morel, o którego wyczynach w Świętochłowicach i Jaworznie więźniowie wiedzieli. O Morelu w swojej książce „Oko za oko” John Sack napisał „Z czasem zmarło ¾ więźniów i Szlomo obwieścił – Tego czego Niemcy w Oświęcimiu nie potrafili zrobić w sześć lat ja dokonałem w Świętochłowicach w sześć miesięcy (str 179) i dalej „podczas gdy jedliśmy barszcz sporządzony ze środków Międzynarodowej Organizacji Żydowskiej Szloma opowiadał mi, że był w urzędzie przez 24 lata” str336” Jak wynika z dalszych zapisów w tej książce wymieniał wszystkie miejscowości, gdzie pracował z pominięciem Jaworzna. Owszem z niepokojem i trwogą w głosie wspomniał, że kierował również obozem dla Polaków.


Nie było to moje ostatnie spotkanie ze Morelem, na szczęście ostatni raz widziałem go w Jaworznie w Wigilię Bożego Narodzenia, chociaż niektórzy mówią ,że odszedł z Jaworzna już w listopadzie.
Po odejściu Morela naczelnikiem został jego zastępca Zdzisław Jędrzejewski. Może mniej znany, za to wcale nie lepszy Za swoje zasługi w Jaworznie awansował na naczelnika Centralnego Więzienia w Warszawie. Wydalony ze służby więziennej we wrześniu 1968 r. między innymi za stosowanie aparatury zagłuszającej krzyki bitych więźniów.
Najgorsza była pierwsza zima. Bloków nie zdążyli podłączyć do centralnego ogrzewania. Przez nieszczelne okna do środka zawiewało śniegiem, szczególnie przez założone deskami dziury pod oknem. Z wytartych cieniutkich koców często rano strząsaliśmy śnieg. Z nie wysuszonych tynków na ścianach spływała woda. W bardziej mroźne noce zamarzała tworząc sople lodu. Wówczas przekonałem się, że zimno potęguje poczucie głodu, a głód potęguje poczucie zimna.

Głód w Jaworznie rozgościł się na dobre i panował do końca..
Spełniła się zapowiedz Morela. Ciężka niewolnicza praca i głodowe racje żywnościowe zrobiły swoje. Wielu więźniów chorowało. Przeziębienia. szkorbut, gruźlica i kurza ślepota rozgościły się na dobre.

Wiosna przyniosła odwilż nie tylko w pogodzie. Oddziałowi kazali się nazywać wychowawcami. Nie trzeba już było stawać twarzą do ściany. nie było potrzeby wystawiania drelichów i drewniaków na noc na korytarz, w kranach co wieczór pokazywała się woda, tylko wyżywienie na tych oddziałach gdzie przebywałem pozostało bez zmiany i podnieśli normy w pracy.

Doszedł nowy problem mianowicie rozpoczęło się oparte na wzorach rosyjskich wychowywanie. Nasi pożal się Boże naukowcy postanowili w Jaworznie wdrożyć proces wychowawczy oparty na zasadach wypracowanych przez rosyjskiego pedagoga Makarenkę. Początkowo nas to śmieszyło, ale z biegiem czasu propaganda stawała się coraz bardziej natarczywa. Trudno słuchać chodzącemu od kilku lat ciągle głodnym o budowanym dobrobycie i sprawiedliwości społecznej.

Każda negatywna wypowiedz była surowo karana. Pozostał niemy bierny opór co doprowadzało prowadzących pogadanki nazywane prasówkami oficerów specjalnych nazywanych przez nas specami do wściekłości. Czegóż oni nie wymyślali. wprowadzili zasadę kija i marchewki. Jednych karali często za przez siebie wymyślone przewinienia. Innym przyznawali ulgi np. możliwość napisania dodatkowego listu, porozmawiania z rodziną przy stoliku, a nawet zjedzenia smakołyków jak rodzina przywiozła.
O każdym ukaraniu, lub przyznanej uldze z odpowiednim komentarzem powiadamiali prze zainstalowane w każdej celi głośniki których nie można było wyłączyć, a wszystko miało na celu poróżnić więźniów. Początkowo zaczęliśmy patrzeć na siebie podejrzliwie, ale szybko doszliśmy do wniosku, że jest to świadoma i celowa gra speców.

Stąd wzięła się różnica w ocenie jaką można usłyszeć od byłych więźniów Jaworzna. Jeżeli ktoś był tam krótko i trafił na okres rozluźnienia dyscypliny ma podstawy twierdzić, że nie było tak źle. W jednym są wszyscy zgodni może z wyjątkiem więźniów górników oni mieli inny kocioł, że przez cały czas panował wszechwładny głód, ciężka niewolnicza praca, nękanie przez speców i wszechobecna natrętna propaganda.

Jaworzno często wizytowały różne komisje. Po każdej takiej inspekcji spece rzucali się na nas z większą zaciekłością. Prawdopodobnie brak wyników w spowodował, że władze odgórne postanowiły rozwiązać problem tych najbardziej niepokornych w sposób ostateczny.

Do Jaworzna przyjechało kilku nowych funkcjonariuszy Wyróżniali się tym, że nosili wojskowe mundury. Władze więzienne zrobiły nietypową przerzutkę. W kilku celach zebrali więźniów uznanych przez speców za oportunistów i z wyrokami powyżej 8 lat.
Tymi więźniami zajęli się nowi funkcjonariusze. Zaniepokoiło nas że próbują wpajać dryg wojskowy. Jak zawsze robiliśmy wszystko aby im życie utrudnić. Jednego razu wyprowadzony z równowagi oficer wrzasnął Tak kochacie tych Amerykanów to oni was nauczą jak was poczęstują napalmem. Po tej wypowiedzi powiało grozą. Na dodatek do magazynu zwieziono co prawda używane kompletne mundury wojskowe. Zaprzyjaźniony funkcjonariusz, i taki w Jaworznie był potwierdził, że chcą z nas zrobić karne kompanie i wysłać na wojnę do Korei.

Nic tak ludzi nie jednoczy jak wspólne nieszczęście wspólne zagrożenie. Postanowiliśmy dotychczas luźne grupy wspierające się nawzajem przekształcić w jedną organizację. Ustalono treść przysięgi i przyjęto system piątkowy. Pomógł nam fakt zgromadzenia w kilku celach tych najbardziej zdecydowanych i twardych. Organizacja szybko się rozrastała. Podstawowy cel to wykorzystać każdą okazję i w sposób zorganizowany wystąpić, gdyby wieziono nas do Korei.

Wówczas dla mnie zaczął się najtrudniejszy okres. Świadomość, ze jest się jednym z ogniw powstałego łańcuch , że ponosi się odpowiedzialność za innych, że na wypadek wpadki posypią się nowe i to wysokie wyroki – przygniatała, a jednocześnie mobilizowała do dalszego działania. Zaistniała konieczność uzyskiwania informacji z zewnątrz. Można to było zrealizować jedynie poprzez dostęp do radiowęzła. Mieliśmy tą świadomość, ze radiowęzeł w sposób szczególny obserwują spece. To oni, a nie my decydowali kogo tam obsadzą. a jednak się udało.

Od tego czasu zaczęły się zdarzenia których do dzisiaj nie potrafię rozszyfrować.
Jaką rolę odgrywali i kim byli dwaj funkcjonariusze którzy mieli akcent lwowski o jednym z nich już wspomniałem i co się z nimi stało? Czy prawdą jest, że zostali aresztowani i skazani?
W jaki sposób o zamiarze wysłania nas do Korei dowiedziały się rozgłośnie zachodnie i czy w wyniku nagłośnienia tej sprawy z zamiaru zrezygnowano? Jest faktem, że funkcjonariusze w zielonych mundurach jak nagle się pokazali tak nagle znikli, a nas rozrzucili po różnych celach.

Zmienił się cel działania organizacji, teraz postawiliśmy na współpracę i samopomoc między więźniami, wypracowanie systemu utrudniania pracy specom, izolowania nielicznych więźniów którzy poszli na współpracę.

Powstał nowy problem mianowicie do Jaworzna zaczęto przywozić więźniów kryminalnych. Spece liczyli. że w ten sposób wbiją klin między więźniów politycznych. Stało się wręcz odwrotnie Drobny złodziejaszek z ul Brzeskiej zapytany za co siedzi wypinał dumnie pierś i odpowiadał za organizację. Ci więźniowie delikatnie podszkoleni przysparzali na prasówkach najwięcej kłopotów prelegentom. Mając niskie wyroki wiedzieli, że i tak pójdą niedługo do domu.

Czy władze więzienne wiedziały o istnieniu. organizacji, czy tylko się domyślały, Jest faktem, że co jakiś czas uderzali. Był okres że zrobiło się gorąco, Już myślałem, że będzie koniec. Przybył nowy spec. Wyróżniał się inteligencją, nie wrzeszczał nie wyzywał, zadawał mało za to bardzo podchwytliwe pytania. Zaczął rwać nasze szeregi wywożąc do innych więzień całe grupy w tym i członków organizacji. . Na szczęście trwało to krótko. Dowiedzieliśmy się, że ów spec w czasie polowania zaczepił spustem o krzak i strzelił sobie pod brodę. Chodziłem trochę z bronią po lesie. Spotykałem ludzi co latami byli w partyzantce, nie słyszałem aby ktoś tok zaczepił o krzak, żeby mógł strzelić sobie pod brodę.
Czy spece nie zauważyli, że w niedzielny poranek po włączeniu radiowęzła przez wszystkie głośniki popłynął sygnał głosu ameryki.

Kto i w jaki sposób poinformował rozgłośnie zachodnie o buncie więźniów jaki miał miejsce w Jaworznie w maju 55 roku. Faktem jest, ze 15 minut po wybuchu buntu rozgłośnie zachodnie już o tym informowały. Był to największy bunt w historii więziennictwa PRL. Więźniowie zmusili strażników do opuszczenia terenu więzienia. Czego nie mogą do dziś zrozumieć byłe władze więzienne i nie mógł sobie wyobrazić Pan Kożniewski pisząc książkę pod tytułem „Bunt w Więzieniu” to faktu . że więźniowie utrzymali idealny porządek, że nie doszło do żadnych incydentów, nie rozbito nawet magazynu z żywnością.

W nocy jak więźniowie spali weszli funkcjonariusze i pozamykali cele. Skończył się bunt skończył się eksperyment pedagogiczny.
Naczelnik więzienia w Jaworznie wystąpił z wnioskiem o zlikwidowanie tego więzienia w uzasadnieniu napisał że eksperyment pedagogiczny w Jaworznie się nie udał, ponieważ więźniowie znacznie inteligencją przewyższali wychowawców.
W maju 56 roku więzienie w Jaworznie ostatecznie zlikwidowano. Wielu więźniów wyszło na wolność, zwalnianych na podstawie ogłoszonej amnestii Tych, co amnestia nie objęła lub po zastosowaniu amnestii pozostał jeszcze jakiś okres do odsiadki wywieziono do innych więzień – najwięcej do więzienia w Iławie.
J. Pruszyński